W oczach Rainie pojawił się dziki błysk zadowolenia. Quincy nie potrafił powstrzymać

  • Damian

W oczach Rainie pojawił się dziki błysk zadowolenia. Quincy nie potrafił powstrzymać

14 January 2021 by Damian

uśmiechu. Niespodziewanie ogarnęła go czułość. – Mam odgrywać złą policjantkę? – Posiadasz do tego najlepsze kwalifikacje. – Agespie, mogłabym cię pocałować. – Obiecanki cacanki – powiedział pogodnie i wyprowadził swoją ulubioną współpracowniczkę z pokoju. 17 Czwartek, 17 maja, 13.28 Spotkali się z Richardem Mannem w jego gabinecie. Policja zakończyła już badanie miejsca zbrodni i pracownicy mieli znów prawo wstępu na teren szkoły. Mann dał Quincy’emu do zrozumienia, że nie może mu poświęcić wiele czasu. Musi zająć się zaległą papierkową robotą. Na Rainie zrobił wrażenie człowieka głęboko przygnębionego. Miał bladą twarz i podkrążone oczy. Mimo iż ubrał się w spodnie khaki i zielony sweter, wyglądał na pogrążonego w żałobie. Może to rezultat nieprzespanych nocy i natłoku pytań bez odpowiedzi. Może młody psycholog wyrzucał sobie, że powinien był przewidzieć, co się stanie. Może podczas długich bezsennych godzin zastanawiał się, czy mógł zrobić więcej. Rainie nie wiedziała o nim zbyt wiele. Trochę rozpytywała wśród rodziców. Wszyscy zapewniali ją, że Mann jest bardzo miły. Niedoświadczony, dodawali niektórzy, ale pracowity i gorliwy. Podczas wtorkowej tragedii z pewnością stanął na wysokości zadania i sprawnie wykonał wszystkie polecenia. Należała mu się pochwała. Ale Rainie wciąż zastanawiała się nad związkami Manna z panną Avalon. Pomimo zmęczenia wyglądał na typowego amerykańskiego przystojniaka. Szczupły. Krótko ostrzyżone brązowe włosy. Niebieskie oczy. Gdyby zatrudnił się w liceum miałby pewnie sporo wielbicielek. A w szkole podstawowej K-8 w Bakersville? – Panno Conner – powiedział Mann, wyraźnie zaskoczony jej wizytą – miło mi znowu panią widzieć. – Uśmiechnął się uprzejmie. Jej obecność wcale go nie zaniepokoiła. – Dzień dobry, panie Mann. – Rainie podała mu rękę. Słaby uścisk, pomyślała. Niepewny. – Proszę mówić mi po imieniu. Jestem Richard. Pan Mann to mój ojciec. – Znam to uczucie – stwierdził ze zrozumieniem Quincy. Usiedli. Pokój Richarda Manna, ulokowany między sekretariatem a gabinetem dyrektora, był mały, ale schludny. W nijakim wnętrzu dominowało wielkie okno wychodzące na szkolny parking. Podłoga pokryta była niebieską wykładziną. Wzdłuż białych ścian stały pomalowane na szaro szafki na akta. Poza dwiema roślinkami w doniczkach i plakatem z twarzami wyrażającymi różne uczucia, nie było na czym zatrzymać wzroku. Zdecydowanie kawalerskie biuro, uznała Rainie. Mogła się założyć, że mieszkanie Manna miało równie funkcjonalny i nieciekawy wygląd. W tej chwili podłogę zaśmiecały puste kartonowe pudełka i sterty papierów. – Generalne porządki? – zapytał Quincy. – Przeglądam stare akta – wyznał Richard. Machnął przepraszająco ręką, wskazując na opróżnione szafki. – Zaczyna nam brakować miejsca. Większość tych akt pochodzi z okresu przed moim przyjazdem do Bakersville. – Właśnie. Jest pan tu nowy. – Minął już cały rok. Nie czuję się nowy. – Bakersville to duża odmiana po Los Angeles – zauważyła Rainie. – Tego właśnie szukałem. – Małomiasteczkowej nudy? – Miejsca, gdzie nie trzeba obawiać się strzałów z przejeżdżającego samochodu. – Uśmiechnął się słabo. – Niestety, niezupełnie wyszło tak, jak planowałem. – Gdzie pan był, kiedy zaczęła się strzelanina? – zapytała Rainie. – W swoim gabinecie. To była moja przerwa obiadowa. – Nie jada pan z dziećmi? – Nie. Wprowadziłem zasadę otwartych drzwi. Uczniowie mogą przyjść do mnie w każdej chwili, jeśli mają jakiś problem. – Podobno Melissa Avalon też udostępniała pracownię w porze obiadowej.

Posted in: Bez kategorii Tagged: liszowska schudła, ciemny blond popielaty, nasz nowy dom adres,

Najczęściej czytane:

z powodu, który cię tutaj sprowadził. Zawsze lubiłem Danny'ego. - Tak jak wielu ludzi. - Taki już był. - Rudy Harper przerwał na chwilę, jakby oddając cześć niedawno zmarłemu. - Co mogę dla ciebie zrobić? - spytał w końcu. - Szczerze mówiąc, myślę, że jest coś, co ja mogę zrobić dla ciebie. Mam informację związaną ze śledztwem prowadzonym przez detektywa Scotta. Zaskoczony, gestem poprosił, by mówiła dalej. - Tak się składa, że wczoraj wieczorem około dziesiątej zjadłam obiad w towarzystwie Becka Merchanta. - Uhm? - mruknął Rudy, najwyraźniej nie mając pojęcia, do czego Sayre zmierza. - Kiedy wychodziliśmy z baru, zauważyłam, że opony jego pikapu, a także jego buty były zabrudzone żółtym błotem, które można znaleźć na terenie naszego obozu wędkarskiego. Zarzuciłam mu pobyt tam i celowe zacieranie śladów na miejscu przestępstwa. Przyznał się do obecności w obozie. Podobno udał się tam już po spotkaniu z wami, kiedy to poinformowaliście nas, że cały teren otaczający domek rybacki został uznany za miejsce przestępstwa i nikt nie powinien przebywać w tym miejscu. - Rozumiem. - Rozumiem? - Beck pojechał tam na moją prośbę. Poczuła się tak, jakby nagle straciła grunt pod nogami. - Twoją prośbę? - Poprosiłem go, żeby spotkał się w obozie z detektywem Scottem i ze mną. Sayre poczuła, że traci grunt pod nogami. - Chciałem, żeby ktoś z rodziny... - Beck Merchant nie należy do rodziny. - Dlatego właśnie poprosiłem go o pomoc, Sayre. Scott i ja chcieliśmy, żeby ktoś z rodziny poszedł z nami do domku, by sprawdzić, czy jest tam coś, co nie należało do was, a co mógł pozostawić zabójca, albo czy ktoś coś zabrał. Nie miałem sumienia prosić o pomoc Chrisa albo Huffa. Wciąż jeszcze... szczerze mówiąc, nadal wygląda to okropnie. Są firmy, które specjalizują się w sprzątaniu takiego bałaganu, ale dopóki będziemy gromadzić dowody... - Chyba rozumiem - powiedziała sztywno. - Nie chciałem, żeby Huff albo Chris przechodzili przez coś takiego, ale potrzebowaliśmy, by ktoś kto dobrze znał ten domek, rozejrzał się i sprawdził, czy nie ma tam czegoś dziwnego. - Całkiem logiczne - wymruczała Sayre, czując się jak idiotka. Nie zmrużyła oka przez całą noc, pragnąc jak najszybciej donieść Rudemu Harperowi o nocnej wycieczce Becka Merchanta, która wydała jej się co najmniej podejrzana, jeśli nie ocierająca się o przestępstwo. Tymczasem okazało się, że Beck ocalił jej rodzinę przed przykrym obowiązkiem, za co, jak przypuszczała, powinna być mu wdzięczna. To, że ją oszukał, było inną sprawą. Kiedy zarzuciła mu spacery po zakazanym terenie, mógł się łatwo wytłumaczyć z obecności żółtego biota na butach i oponach wozu, powiedzieć jej, że wyświadczył szeryfowi przysługę, która nie była dla niego przyjemna. Tymczasem celowo ją zwiódł, by wyszła na idiotkę. - Udało się? - Słucham? ...

- Czy pan Merchant znalazł coś niezwykłego albo zauważył, że czegoś w domku brakuje? - Nie mogę rozmawiać o szczegółach prowadzonego śledztwa, Sayre. Jestem pewien, że to zrozumiesz. Sayre rozumiała doskonale. Szeryf się usztywnił. - Nazywasz to sprawą kryminalną. Czy to oznacza, że zmieniłeś zdanie co do rzekomego samobójstwa Danny'ego? - Samobójstwo to również przestępstwo i powinno zostać poddane śledztwu. - Rudy pochylił się do przodu i dodał łagodnie: - Po prostu staramy się być dokładni, to wszystko. Chcemy mieć stuprocentową pewność, że podczas połowu ryb w Bayou Bosquet Danny z jakiegoś powodu postanowił nagle odebrać sobie życie. Prawdopodobnie nigdy nie dowiemy się wszystkiego. - Zostawił list? - Niczego takiego nie znaleźliśmy. Może Danny uznał, że skoro nie jest wystarczająco ważny, aby jego siostra porozmawiała z nim przez telefon, nie musi się fatygować pisaniem listu pożegnalnego. Niemniej Sayre powiedziała: - Nie sądzisz, że to trochę dziwne? - Przynajmniej w połowie samobójstw, jakie znam, denaci nie zostawiali żadnej wiadomości. - Szeryf spojrzał na nią łagodnie i dodał: - Prawda jest taka, że ludzie w takim stanie umysłowym nie potrafiliby wytłumaczyć samym sobie, dlaczego to robią. W takich przypadkach ci, których samobójcy pozostawiają na tym padole łez, muszą zaakceptować nieodwracalne. Była to piękna przemowa, ale nawet gdyby Rudy Harper poklepał ją teraz po głowie jak pieska, nie mógłby być bardziej protekcjonalny. Hołdował starym dobrym zasadom męskiego świata, i choć Sayre należała wprawdzie do rodziny Hoyle'ów, to i tak była tylko kobietą. - Co z wędkarzami, którzy odkryli ciało? - Jeśli ich o coś posądzasz, to powiem ci, że zostali oczyszczeni z wszelkich podejrzeń. Były z nimi ich żony i uwierz, to, co zobaczyły, wstrząsnęło nimi do głębi. Nie mamy żadnych powodów, by przypuszczać, że ci ludzie byli kimś więcej niż tylko niefortunnymi przypadkowymi świadkami. - Opowiedz mi o Genie Iversonie - poprosiła Sayre. - Hę? Celowo tak gwałtownie zmieniła temat. Chciała zobaczyć, jaką reakcję wywoła wzmianka o tym nazwisku. Doczekała się. Szeryf pobladł. - Dziś rano, zaraz po otwarciu biblioteki, znalazłam mikrofiszę. Sprawozdania lokalnych gazet na ten temat były absurdalnie subiektywne i niepełne, przeczytałam więc artykuł z „Times-Picayune", opowiadający o zniknięciu Iversona, aresztowaniu Chrisa i procesie. Sayre miała teraz lepsze rozeznanie w faktach dotyczących rozprawy brata. Eugene Iverson pracował dla Hoyle Enterprises. Niemal od pierwszego dnia zaczął organizować oddział związków zawodowych hutników. Chociaż wykonywał swoją pracę bezbłędnie, narażał się dyrekcji, podjudzając innych rozczarowanych robotników. Wreszcie zagroził zorganizowaniem strajku, jeżeli warunki pracy się nie polepszą, a przepisy BHP opracowane przez OSHA[z ang. - Agencja Bezpieczeństwa Pracy i Zdrowia] nie zostaną w pełni wprowadzone w życie i surowo przestrzegane. Groźba strajku poruszyła pracowników lojalnych wobec Hoyle'ów - lub przez nich zastraszonych. Wielu z nich nie podobała się interwencja związków zawodowych i odmówili wstąpienia w ich szeregi. Rozłam spowodował tarcia między hutnikami i oczywiście spadek produkcji. Huff, pragnąc uniknąć nadmiernego rozgłosu, interwencji OSHA i utworzenia oddziału unii, zwołał spotkanie dyrekcji odlewni z Gene'em Iversonem, z nadzieją osiągnięcia kompromisu. Podczas spotkania jednak Gene odrzucił minimalne ustępstwa zaproponowane przez Huffa. Oświadczył, że nie kupią go nic nieznaczące podwyżki pensji i puste obietnice poprawy warunków pracy. Oznajmił, że nie ustanie w wysiłkach, dopóki Hoyle Enterprises całkowicie nie przejdzie pod władanie związków zawodowych. Iverson opuścił zebranie i nikt go już więcej nie zobaczył. - Po wyjściu Iversona mój brat wspomniał coś o zamknięciu na dobre gęby temu agitatorowi - podsunęła Sayre. - Tak zeznali na rozprawie świadkowie. Podczas przesłuchania przez pana McGrawa dodali również, że Chris nie mówił tego poważnie - uśmiechnął się drwiąco Rudy. - Na procesie wspomniano o tym, że jeśli ktoś planuje morderstwo, nie mówi o tym w pokoju pełnym ludzi. - Może mówi, jeżeli jest Hoyle'em. Szeryf spojrzał na nią z wyrzutem. - Iverson próbował uczynić moją rodzinę odpowiedzialną za wszystkie wypadki przy pracy w odlewni - powiedziała. - Firma poniosła za nie odpowiedzialność. Teraz to Sayre spojrzała na szeryfa z wyrzutem. - Ta kara to żart. Kiedy Hoyle Enterprises zostaje przyłapane na łamaniu przepisów bezpieczeństwa, co w rezultacie doprowadza do śmierci dwóch, o ile pamiętam, pracowników i poważnego okaleczenia kolejnego z nich, płaci grzywnę, co jest wliczone w koszty firmy. Dostają prztyczek w nos i to wszystko, aż do następnego wypadku. Przed każdą wizytą inspektorów z OSHA czyszczą akta na tyle, by pomyślnie przejść kontrolę, a potem wszystko wraca do normy. Ta odlewnia to zagrożenie dla życia i dobrze o tym wiesz, Rudy. Iverson był agitatorem - ciągnęła - i możliwe, że najohydniejszym stworzeniem na całej planecie. Nie znałam go i prawdopodobnie wcale bym go nie lubiła, ale imponuje mi to, czego próbował dokonać. Huff i Chris na pewno myślą inaczej. - Setkom pracowników nie podobało się to, co robił. Zagrażał ich egzystencji. Bez pracy nie mieliby czym wykarmić swoich rodzin. Może Iverson mógł sobie pozwolić na strajk, ale nie oni. Wielu z nich pragnęłoby ujrzeć go martwym. - Niemniej, jak rozumiem, nikt go takim nie zobaczył. W ten sposób Chrisowi się upiekło, prawda? - Chris został uniewinniony, ponieważ ława przysięgłych uznała, że jest niewinny. - Tylko połowa z nich. Celny cios, ale niewystarczająco silny. Sayre nie spodziewała się, że szeryf opuści gardę. Mogłaby tu siedzieć przez cały dzień, bombardując go pytaniami i oskarżeniami, ale strata czasu. Rudy Harper do ostatniego tchnienia będzie bronił Hoyle'ów, ponieważ sprzedał im duszę i ciało. Sayre wątpiła, by niesłabnąca wierność szeryfa wobec jej rodziny była powodowana uczuciem, lojalnością czy łapówkami, które dostawał. Podejrzewała, że robił to z nawyku. Był niczym człowiek, który pali jednego papierosa za drugim, nawet sobie tego nie uświadamiając. Rudy kłamał dla jej rodziny tak długo, że wyrobił sobie odruch warunkowy, a naginanie faktów przestało być kwestią sumienia i wyboru. Poza tym, całkiem możliwe, że tym razem wcale ich nie próbował bronić. Chris został niesłusznie posądzony przez ambitnego prokuratora, który usiłował wyrobić sobie markę i nazwisko, wsadzając za kratki znaną osobę z pokaźnym majątkiem. Tak właśnie przedstawił to artykuł redakcyjny, który przeczytała dziś rano. Jej brat mógł posłużyć jako wygodny kozioł ofiarny w tajemniczej sprawie, która nigdy nie zostanie rozwiązana. Jeśli Chris nie popełnił zbrodni, za którą stanął przed sądem, jej uporczywe podejrzenia wobec niego były niesłuszne. Jeżeli jednak udało mu się wywinąć przed karą za morderstwo, Rudy Harper nie zamierzał powiedzieć jej prawdy. Chwyciła torebkę i wstała. - Dziękuję, że przyjąłeś mnie bez zapowiedzi. - Zawsze jesteś tu mile widziana, Sayre. - Szeryf okrążył biurko i odprowadził ją do drzwi gabinetu. - Zamierzasz zostać na jakiś czas w mieście? - Wyjeżdżam dziś po południu. - W takim razie powodzenia i dbaj o siebie. Z tego, co słyszałem, w San Francisco jest wielu dziwaków. - Jego usta rozciągnęły się w grymasie, który przy odrobinie chęci można by uznać za uśmiech. - Detektyw Scott ma wszystkie twoje numery telefonów. Myślę, że najpóźniej jutro zamkniemy śledztwo. Dopilnuję, żeby do ciebie zadzwonił, kiedy tylko skompletujemy oficjalne wyniki dochodzenia. - Będę bardzo wdzięczna. Wychodząc, przypomniała sobie o Jessice DeBlance i zawahała się. Sekretne zaręczyny Danny'ego mogły być ważną wskazówką, ale Rudy Harper był na liście płac Huffa. Cokolwiek usłyszy, trafi to natychmiast do uszu jej ojca, a Jessica powiedziała, że nie chce, aby Huff dowiedział się o ich planach małżeńskich. Sayre nie była pewna, czy może powierzyć tę informację Wayne'owi Scottowi, ponieważ podejrzewała, że młody detektyw będzie się czuł w obowiązku, aby przekazać tę informację swojemu szefowi. Dopóki nie przedyskutuje tego z Jessicą, nie powie niczego. Dręczyło ją coś jeszcze, ale nie mogła sobie uzmysłowić, co to takiego. Kiedy była już niemal na końcu korytarza, rozjaśniło jej się w głowie. - Szeryfie Harper? - zawołała. Rudy wycofał się już do biura, ale wystawił głowę przez drzwi i spojrzał na nią pytająco. - Powiedział pan, że zapewne podczas łowienia ryb Danny postanowił odebrać sobie życie. - Tak zgaduję. - Nie mogę się z tym zgodzić. - Rozmawialiśmy już o tym, Sayre. - Nie mówię o samobójstwie, tylko o rybach, Danny nienawidził wędkować. Gdy tylko Beck wszedł do biura Huffa, od razu się zorientował, że stary jest zdenerwowany. Zanim zdążył się przywitać, Huff chwycił list ze sterty podobnie wyglądających druków i pomachał nim w kierunku Becka. - To mnie wkurzyło - powiedział. Niektórym wydałoby się niestosowne, że on lub Chris pojawili się w pracy następnego dnia po pogrzebie Danny'ego. Zgodnie z tradycją powinni zrobić sobie wolne do końca tygodnia, ale Huff nigdy nie przykładał wagi do ceremonii, a jego kredo głosiło, że każdy dzień jest dniem pracy. W świecie Huffa Hoyle'a nie istniało coś takiego, jak wakacje. - Co to jest? - spytał Beck. Huff wręczył mu list. Beck usiadł na krótkiej kanapie stojącej obok biurka Huffa. Przeciwległą ścianę tworzył szereg okien wychodzących na halę. Był to sceniczny widok, jeżeli lubiło się brudną szpetotę odlewni stalowych rur. W pomieszczeniu panował wilgotny, upalny półmrok. Beck miał biuro na drugim końcu korytarza, podobnie jak Chris i Danny. Pierworodny Huffa przed chwilą przywlókł się do pracy. Drzwi do gabinetu Danny'ego były zamknięte. Beck spojrzał na list, który wręczył mu Huff. - „Z wyrazami głębokiego współczucia, Charles Nielson" - przeczytał. Spojrzał na Huffa i ... [Read more...]

ska. Wbiła spojrzenie w kołnierzyk jego koszuli. Kołnierzyk był rozpięty, widać było opaloną skórę... ...

Mark puścił ją i cofnął się. - Co twoja siostra napisała w tym liście? Tammy zaczęła masować bolące nadgarstki. Naprawdę trzymał ją bardzo mocno. ... [Read more...]

w domku brakuje? - Nie mogę rozmawiać o szczegółach prowadzonego śledztwa, Sayre. Jestem pewien, że to zrozumiesz. Sayre rozumiała doskonale. Szeryf się usztywnił. - Nazywasz to sprawą kryminalną. Czy to oznacza, że zmieniłeś zdanie co do rzekomego samobójstwa Danny'ego? - Samobójstwo to również przestępstwo i powinno zostać poddane śledztwu. - Rudy pochylił się do przodu i dodał łagodnie: - Po prostu staramy się być dokładni, to wszystko. Chcemy mieć stuprocentową pewność, że podczas połowu ryb w Bayou Bosquet Danny z jakiegoś powodu postanowił nagle odebrać sobie życie. Prawdopodobnie nigdy nie dowiemy się wszystkiego. - Zostawił list? - Niczego takiego nie znaleźliśmy. Może Danny uznał, że skoro nie jest wystarczająco ważny, aby jego siostra porozmawiała z nim przez telefon, nie musi się fatygować pisaniem listu pożegnalnego. Niemniej Sayre powiedziała: - Nie sądzisz, że to trochę dziwne? - Przynajmniej w połowie samobójstw, jakie znam, denaci nie zostawiali żadnej wiadomości. - Szeryf spojrzał na nią łagodnie i dodał: - Prawda jest taka, że ludzie w takim stanie umysłowym nie potrafiliby wytłumaczyć samym sobie, dlaczego to robią. W takich przypadkach ci, których samobójcy pozostawiają na tym padole łez, muszą zaakceptować nieodwracalne. Była to piękna przemowa, ale nawet gdyby Rudy Harper poklepał ją teraz po głowie jak pieska, nie mógłby być bardziej protekcjonalny. Hołdował starym dobrym zasadom męskiego świata, i choć Sayre należała wprawdzie do rodziny Hoyle'ów, to i tak była tylko kobietą. - Co z wędkarzami, którzy odkryli ciało? - Jeśli ich o coś posądzasz, to powiem ci, że zostali oczyszczeni z wszelkich podejrzeń. Były z nimi ich żony i uwierz, to, co zobaczyły, wstrząsnęło nimi do głębi. Nie mamy żadnych powodów, by przypuszczać, że ci ludzie byli kimś więcej niż tylko niefortunnymi przypadkowymi świadkami. - Opowiedz mi o Genie Iversonie - poprosiła Sayre. - Hę? Celowo tak gwałtownie zmieniła temat. Chciała zobaczyć, jaką reakcję wywoła wzmianka o tym nazwisku. Doczekała się. Szeryf pobladł. - Dziś rano, zaraz po otwarciu biblioteki, znalazłam mikrofiszę. Sprawozdania lokalnych gazet na ten temat były absurdalnie subiektywne i niepełne, przeczytałam więc artykuł z „Times-Picayune", opowiadający o zniknięciu Iversona, aresztowaniu Chrisa i procesie. Sayre miała teraz lepsze rozeznanie w faktach dotyczących rozprawy brata. Eugene Iverson pracował dla Hoyle Enterprises. Niemal od pierwszego dnia zaczął organizować oddział związków zawodowych hutników. Chociaż wykonywał swoją pracę bezbłędnie, narażał się dyrekcji, podjudzając innych rozczarowanych robotników. Wreszcie zagroził zorganizowaniem strajku, jeżeli warunki pracy się nie polepszą, a przepisy BHP opracowane przez OSHA[z ang. - Agencja Bezpieczeństwa Pracy i Zdrowia] nie zostaną w pełni wprowadzone w życie i surowo przestrzegane. Groźba strajku poruszyła pracowników lojalnych wobec Hoyle'ów - lub przez nich zastraszonych. Wielu z nich nie podobała się interwencja związków zawodowych i odmówili wstąpienia w ich szeregi. Rozłam spowodował tarcia między hutnikami i oczywiście spadek produkcji. Huff, pragnąc uniknąć nadmiernego rozgłosu, interwencji OSHA i utworzenia oddziału unii, zwołał spotkanie dyrekcji odlewni z Gene'em Iversonem, z nadzieją osiągnięcia ...

kompromisu. Podczas spotkania jednak Gene odrzucił minimalne ustępstwa zaproponowane przez Huffa. Oświadczył, że nie kupią go nic nieznaczące podwyżki pensji i puste obietnice poprawy warunków pracy. Oznajmił, że nie ustanie w wysiłkach, dopóki Hoyle Enterprises całkowicie nie przejdzie pod władanie związków zawodowych. Iverson opuścił zebranie i nikt go już więcej nie zobaczył. - Po wyjściu Iversona mój brat wspomniał coś o zamknięciu na dobre gęby temu agitatorowi - podsunęła Sayre. - Tak zeznali na rozprawie świadkowie. Podczas przesłuchania przez pana McGrawa dodali również, że Chris nie mówił tego poważnie - uśmiechnął się drwiąco Rudy. - Na procesie wspomniano o tym, że jeśli ktoś planuje morderstwo, nie mówi o tym w pokoju pełnym ludzi. - Może mówi, jeżeli jest Hoyle'em. Szeryf spojrzał na nią z wyrzutem. - Iverson próbował uczynić moją rodzinę odpowiedzialną za wszystkie wypadki przy pracy w odlewni - powiedziała. - Firma poniosła za nie odpowiedzialność. Teraz to Sayre spojrzała na szeryfa z wyrzutem. - Ta kara to żart. Kiedy Hoyle Enterprises zostaje przyłapane na łamaniu przepisów bezpieczeństwa, co w rezultacie doprowadza do śmierci dwóch, o ile pamiętam, pracowników i poważnego okaleczenia kolejnego z nich, płaci grzywnę, co jest wliczone w koszty firmy. Dostają prztyczek w nos i to wszystko, aż do następnego wypadku. Przed każdą wizytą inspektorów z OSHA czyszczą akta na tyle, by pomyślnie przejść kontrolę, a potem wszystko wraca do normy. Ta odlewnia to zagrożenie dla życia i dobrze o tym wiesz, Rudy. Iverson był agitatorem - ciągnęła - i możliwe, że najohydniejszym stworzeniem na całej planecie. Nie znałam go i prawdopodobnie wcale bym go nie lubiła, ale imponuje mi to, czego próbował dokonać. Huff i Chris na pewno myślą inaczej. - Setkom pracowników nie podobało się to, co robił. Zagrażał ich egzystencji. Bez pracy nie mieliby czym wykarmić swoich rodzin. Może Iverson mógł sobie pozwolić na strajk, ale nie oni. Wielu z nich pragnęłoby ujrzeć go martwym. - Niemniej, jak rozumiem, nikt go takim nie zobaczył. W ten sposób Chrisowi się upiekło, prawda? - Chris został uniewinniony, ponieważ ława przysięgłych uznała, że jest niewinny. - Tylko połowa z nich. Celny cios, ale niewystarczająco silny. Sayre nie spodziewała się, że szeryf opuści gardę. Mogłaby tu siedzieć przez cały dzień, bombardując go pytaniami i oskarżeniami, ale strata czasu. Rudy Harper do ostatniego tchnienia będzie bronił Hoyle'ów, ponieważ sprzedał im duszę i ciało. Sayre wątpiła, by niesłabnąca wierność szeryfa wobec jej rodziny była powodowana uczuciem, lojalnością czy łapówkami, które dostawał. Podejrzewała, że robił to z nawyku. Był niczym człowiek, który pali jednego papierosa za drugim, nawet sobie tego nie uświadamiając. Rudy kłamał dla jej rodziny tak długo, że wyrobił sobie odruch warunkowy, a naginanie faktów przestało być kwestią sumienia i wyboru. Poza tym, całkiem możliwe, że tym razem wcale ich nie próbował bronić. Chris został niesłusznie posądzony przez ambitnego prokuratora, który usiłował wyrobić sobie markę i nazwisko, wsadzając za kratki znaną osobę z pokaźnym majątkiem. Tak właśnie przedstawił to artykuł redakcyjny, który przeczytała dziś rano. Jej brat mógł posłużyć jako wygodny kozioł ofiarny w tajemniczej sprawie, która nigdy nie zostanie rozwiązana. Jeśli Chris nie popełnił zbrodni, za którą stanął przed sądem, jej uporczywe podejrzenia wobec niego były niesłuszne. Jeżeli jednak udało mu się wywinąć przed karą za morderstwo, Rudy Harper nie zamierzał powiedzieć jej prawdy. Chwyciła torebkę i wstała. - Dziękuję, że przyjąłeś mnie bez zapowiedzi. - Zawsze jesteś tu mile widziana, Sayre. - Szeryf okrążył biurko i odprowadził ją do drzwi gabinetu. - Zamierzasz zostać na jakiś czas w mieście? - Wyjeżdżam dziś po południu. - W takim razie powodzenia i dbaj o siebie. Z tego, co słyszałem, w San Francisco jest wielu dziwaków. - Jego usta rozciągnęły się w grymasie, który przy odrobinie chęci można by uznać za uśmiech. - Detektyw Scott ma wszystkie twoje numery telefonów. Myślę, że najpóźniej jutro zamkniemy śledztwo. Dopilnuję, żeby do ciebie zadzwonił, kiedy tylko skompletujemy oficjalne wyniki dochodzenia. - Będę bardzo wdzięczna. Wychodząc, przypomniała sobie o Jessice DeBlance i zawahała się. Sekretne zaręczyny Danny'ego mogły być ważną wskazówką, ale Rudy Harper był na liście płac Huffa. Cokolwiek usłyszy, trafi to natychmiast do uszu jej ojca, a Jessica powiedziała, że nie chce, aby Huff dowiedział się o ich planach małżeńskich. Sayre nie była pewna, czy może powierzyć tę informację Wayne'owi Scottowi, ponieważ podejrzewała, że młody detektyw będzie się czuł w obowiązku, aby przekazać tę informację swojemu szefowi. Dopóki nie przedyskutuje tego z Jessicą, nie powie niczego. Dręczyło ją coś jeszcze, ale nie mogła sobie uzmysłowić, co to takiego. Kiedy była już niemal na końcu korytarza, rozjaśniło jej się w głowie. - Szeryfie Harper? - zawołała. Rudy wycofał się już do biura, ale wystawił głowę przez drzwi i spojrzał na nią pytająco. - Powiedział pan, że zapewne podczas łowienia ryb Danny postanowił odebrać sobie życie. - Tak zgaduję. - Nie mogę się z tym zgodzić. - Rozmawialiśmy już o tym, Sayre. - Nie mówię o samobójstwie, tylko o rybach, Danny nienawidził wędkować. Gdy tylko Beck wszedł do biura Huffa, od razu się zorientował, że stary jest zdenerwowany. Zanim zdążył się przywitać, Huff chwycił list ze sterty podobnie wyglądających druków i pomachał nim w kierunku Becka. - To mnie wkurzyło - powiedział. Niektórym wydałoby się niestosowne, że on lub Chris pojawili się w pracy następnego dnia po pogrzebie Danny'ego. Zgodnie z tradycją powinni zrobić sobie wolne do końca tygodnia, ale Huff nigdy nie przykładał wagi do ceremonii, a jego kredo głosiło, że każdy dzień jest dniem pracy. W świecie Huffa Hoyle'a nie istniało coś takiego, jak wakacje. - Co to jest? - spytał Beck. Huff wręczył mu list. Beck usiadł na krótkiej kanapie stojącej obok biurka Huffa. Przeciwległą ścianę tworzył szereg okien wychodzących na halę. Był to sceniczny widok, jeżeli lubiło się brudną szpetotę odlewni stalowych rur. W pomieszczeniu panował wilgotny, upalny półmrok. Beck miał biuro na drugim końcu korytarza, podobnie jak Chris i Danny. Pierworodny Huffa przed chwilą przywlókł się do pracy. Drzwi do gabinetu Danny'ego były zamknięte. Beck spojrzał na list, który wręczył mu Huff. - „Z wyrazami głębokiego współczucia, Charles Nielson" - przeczytał. Spojrzał na Huffa i zaśmiał się krótko. - Przysłał kwiaty na grób Danny'ego? - Uwierzysz w tupet tego drania? Sally wyśle mu podziękowania w moim imieniu - warknął Huff. Sally była jego asystentką. - Chciałem przejrzeć kondolencje, zanim jej przekażę, dlatego wpadł mi w ręce list od Nielsona. Nie mogę uwierzyć, że wykorzystał śmierć mojego syna, żeby mi dokuczyć. - Ten człowiek ma odwagę. Udało ci się może przejrzeć papiery, które ci zostawiłem? - Przeczytałem wystarczająco dużo, by zrozumieć, że Nielson chce się dorobić nazwiska. Te artykuły w gazetach brzmią tak samo, jak jego oświadczenia prasowe. - Zgadzam się - odparł Beck. - Niemniej zostały opublikowane. To człowiek, który szuka rozgłosu. Stoi na mównicy, waląc się w piersi, ale ludzie go słuchają i biorą sobie do serca to, co mówi. Jak do tej pory, obierał sobie za cel jedynie małe przedsiębiorstwa, ale zawsze udawało mu się założyć w nich związki zawodowe albo uzyskać od dyrekcji tych przedsiębiorstw ogromne ustępstwa na rzecz pracowników. Obawiam się, że niesiony na fali sukcesu ma apetyt na coś większego, co umieści go w samym centrum uwagi mediów. - I że jego celem może być Hoyle Enterprises. - To oczywisty wybór, Huff. Hoyle Enterprises to doskonały cel. Jesteśmy samowystarczalnym przedsiębiorstwem. Nie wykonujemy zleceń dla innych przemysłowców. Jeżeli zawiedzie chociaż jeden z etapów wytapiania lub odlewania... - ... ucierpi cała produkcja, nie dotrzymamy zobowiązań i firma splajtuje. - Jestem pewien, że Nielson zdaje sobie z tego sprawę, a tak się niefortunnie składa, że mieliśmy tu kilka poważnych wypadków przy pracy, również śmiertelnych. Huff zerwał się z fotela z okrzykiem „Cholera!" i stanął przy oknie. Spoglądając w dół, rzucił gniewnie: - Czy wiesz, ilu naszych pracowników nigdy nie miało wypadku przy pracy? Hę? - Odwrócił się i spojrzał na Becka. - Setki. Czy gazety o tym piszą? Czy ci wszyscy unijni agitatorzy pikietują z takimi statystykami wypisanymi na transparentach? Oczywiście, że nie. Ale wystarczy tylko, że któryś z pracowników się lekko skaleczy i od razu robi się z tego sensacja. „Lekkie skaleczenie" było zdecydowanym eufemizmem w przypadku wykrwawienia się spowodowanego zmiażdżeniem nogi przez rury, które zsunęły się z niezabezpieczonego i niekontrolowanego wibrującego przenośnika, utraty palca podczas pracy przy maszynie bez awaryjnego wyłącznika czy też poparzenia, które dosłownie stopiło ciało aż do kości. Beck powstrzymał się jednak od komentarza. Huff był zbyt nakręcony, żeby przywodzić go teraz do rozsądku. - Też mi wiadomości w „Network" - złościł się dalej Huff. - Zupełnie jakby ktoś w Nowym Jorku albo Waszyngtonie wiedział coś na temat naszego życia. Banda ciotowatych liberałów, szukających sensacji komunistów. Napiszą o jakimś wypadku przy pracy i następnego dnia mam na głowie inspektorów rządowych, paradujących z tymi swoimi notatnikami, usłużnie nasłuchujących i zapisujących najmniejsze biadolenie tych jęczybuł. - Machnął ręką z papierosem w kierunku pracujących na dole mężczyzn. - Czy wiesz, jak bardzo byłbym wdzięczny za ich posadę w czasach, kiedy byłem jeszcze dzieckiem? Czy zdajesz sobie sprawę z tego, jak mój ojciec cieszyłby się z comiesięcznego czeku? - Tłumaczysz to wszystko niewłaściwej osobie, Huff - odparł łagodnie Beck. - Uspokój się, zanim dostaniesz ataku serca. - To wszystko kupa gówna - wymruczał Huff, wracając za biurko. Opadł na fotel, dysząc ciężko, czerwony ze złości. - Bierzesz leki na nadciśnienie? ... [Read more...]

Polecamy rowniez:


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 Następne »

Copyright © 2020 logopedia.slask.pl

WordPress Theme by ThemeTaste