ci coś powiedzieć, Camryn.
R S Jego nagłe wyjście z pokoju nie uszło uwadze Willow. Szczególnie że nie patrzył na nią z aprobatą. Najwyraźniej przebrałam miarkę, pomyślała, zrobiłam z siebie widowisko! Nianie nie powinny tańczyć na przyjęciu. Powinny opiekować się dziećmi i posłuszne wykonywać polecenia. Niania stanowi część wyposażenia. Nie powinno być jej widać ani słychać! Lex śmiał się i mówił, że nie ma siły jeszcze raz zatańczyć, że nie potrafi dotrzymać jej kroku. Willow roześmiała się także, choć w głębi duszy odetchnęła z ulgą. Chwilę później wymknęła się niezauważona z pokoju. Poszła zajrzeć do dzieci, ale wszystkie spały spokojnie. Wyjrzała przez okno i zobaczyła mężczyznę stojącego samotnie opodal altanki. Scott! Musiała go przeprosić i to była najlepsza okazja! Nie zastanawiając się, wybiegła z pokoju i by uniknąć pozostałych gości, wyszła na dwór kuchennymi drzwiami. Biegła prosto w stronę altanki, ale gdy dotarła na miejsce, nikogo tam nie było. Ciemna chmura przysłoniła na moment jasne oblicze księżyca, okrywając ogród ciemnością. Z pobliskiego lasu dobiegało pohukiwanie sowy. Willow usiadła na ławce w altance. Zamknęła oczy, oparła się wygodnie i chłonęła otaczającą ją ciszę. Właśnie wtedy usłyszała głos Scotta. Dobiegał z tak bliska, że bała się poruszyć. Towarzyszył mu drugi głos, głos Camryn. Z bijącym sercem Willow wstała, by dać im znak, że ktoś słyszy ich rozmowę. Nie chciała podsłuchiwać. Chmura minęła księżyc i Willow dostrzegła parę oblaną srebrzystą poświatą. Wstrzymała oddech. Scott i jego szwa- R S gierka stali w odległości zaledwie kilku metrów od altanki. Scott obejmował Camryn. - Czy wyjdziesz za mnie za mąż, Camryn? - Usłyszała pełen niepewności głos. Zakryła dłonią usta, by nie krzyknąć. Zdjęła buty i stąpając na palcach, wróciła do domu. Na szczęście w kuchni nie było nikogo, więc jej rozpacz przeszła niezauważona. Pobiegła do dzieci, Zauważyła, że drzwi Lizzie są uchylone, a w łazience naprzeciwko pali się światło. Słychać było odgłosy wymiotowania. Willow weszła do środka. Na podłodze klęczała zapłakana Lizzie. - Och, Lizzie! - Willow uklękła obok swojej podopiecznej. Zaczęła głaskać ją po plecach. Czuła, że dziecko drży. - Biedactwo! Dlaczego mi nie powiedziałaś, że się źle czujesz? - Bo to moja wina. - Lizzie podniosła głowę, ukazując spoconą i zapłakaną buzię. - Kucharka powiedziała mi po kolacji, żebym nie jadła już więcej czekoladowego tortu, ale był taki pyszny, że wykradłam jeszcze dwa kawałki. Już wcześniej źle się poczułam, więc poszłam cię poszukać. - Dziewczynka z trudem powstrzymywała łzy. Oparła się o krawędź wanny. Nie protestowała, gdy Willow mokrym ręcznikiem obmyła