wszystkie myśli o oskarżeniach i konfrontacji usunęły się miłosiernie do
jakiegoś zakamarka na dnie jej umysłu, co zresztą miała sobie trochę za złe. Mick był kompletnie zdruzgotany. Postarzał się o co najmniej dziesięć lat. - Nie zostaję - oznajmił po przyjęciu kondolencji. - Zabieram tylko trochę klamotów. Stali tuż za drzwiami wejściowymi. - To nadal jest twój dom - przypomniała mu łagodnie Sylwia. - Przy najmniej póki nie zdecydujesz, co dalej. Mick potrząsnął energicznie głową. - Już powiedziałem. Przyjechałem tylko po kilka rzeczy. - I po chwili dodał: - Może jeszcze pogadałbym z Flic, jeśli nie masz nic przeciwko temu. O tym, co się stało z Izabelą. - Myślałam, że ci już mówiła. - Sylwia za nic nie chciała dopuścić, żeby wnuczka znów musiała do tego wracać. - Przez telefon. - To nie to samo, prawda? Poza tym... pewnych rzeczy nie rozumiem. - Z podkrążonych oczu Micka wyzierał potworny ból. - Na przykład, co Izabela robiła na tym peronie. Może ty to wiesz? - Wybierała się na zakupy - wyjaśniła Sylwia. - Podobno po jakieś buty. 260 - Tak właśnie powiedziała mi Flic. Tylko że to bez sensu. Nie po tym, jak... - Odwrócił wzrok i przygryzł dolną wargę. - Wiesz, co się tu wydarzyło wczoraj rano? - Tak, wiem. - I tego właśnie nie łapię, kumasz? Chciałem zadzwonić na policję, ale Izabela uznała, że najpierw porozmawia z tobą. Ja wyjechałem, a ona miała to zrobić, pogadać z tobą. - Znów się zamyślił. Po oczach, po linii ust widać było, jak cierpi. - Prosiłem, żeby nie zostawała z nim pod jednym dachem, póki nie zjawi się inna dorosła osoba... - No widzisz, pewnie między innymi dlatego zdecydowała się wyjść. Obejrzeli się, bo nagle na schodach rozległy się spieszne kroki Flic. Dziewczyna natychmiast padła Mickowi w ramiona, łkając rozpaczliwie. Tak bardzo kochała Izabelę! Co za straszne nieszczęście! Pocieszał ją, jak umiał, Sylwia zaś, widząc że Bates traktuje dziewczynę z wielką delikatnością, wprowadziła ich oboje do salonu, a sama poszła zaparzyć herbatę. - Zawołajcie mnie w razie czego. - Damy sobie radę, Groosi - zapewniła ją Flic. Woda zaczęła bulgotać, gdy rozległ się dzwonek do drzwi. - Czego tam znowu - burknęła pod nosem, idąc otworzyć. Za nią, szczekając na całe gardło, biegł Kahli. Na progu stało dwoje ludzi: mężczyzna w płaszczu nieprzemakalnym i kobieta w granatowym kostiumie. Sylwia nie wiedziała dlaczego, ale jeszcze zanim mężczyzna wyciągnął z kieszeni nakaz, rozpoznała w nich funkcjonariuszy policji. Gwoli ścisłości: detektyw sierżant Malloy i detektyw konstabl Riley (kobieta) z posterunku policji w Hampstead. Przyjechali, ponieważ - jak wyjaśnił Malloy, szczupły, blady mężczyzna w średnim wieku o ostrych rysach i piwnych, poważnych oczach - otrzymali zgłoszenie molestowania seksualnego nieletniej Imogen Walters, z którą mają nadzieję teraz